Klasyczne wędkarstwo muchowe kojarzy się przede wszystkim z latami 70. lub wcześniejszymi, klejonkami tonkinowymi oraz ciężkimi kołowrotkami o wąskiej szpuli. Współczesny sprzęt muchowy to lekkie wędki z wysokomodułowych włókien węglowych, kołowrotki o średnio szerokich lub szerokich szpulach (mid arbor, large arbor), dużych średnicach i przy tym wyposażonych w doskonałe, płynne dyskowe hamulce. Bardzo rzadko nad wodą spotyka się wędkarza z klejonką tonkinową lub kołowrotkiem o wąskiej szpuli. Jednak są również tacy, którzy szukają w dzisiejszym nowoczesnym wyposażeniu do połowu ryb na sztuczną muszkę tamtego klimatu i chcą w sposób świadomy nawiązać do swoich poprzedników. Rynek stwarza im takie możliwości, chociaż niestety takie pragnienia mogą sporo kosztować.
Dla zamożnych miłośników klasycznych wędzisk muchowych rynek oferuje wędziska wykonane z tonkinu. Obecnie ich producenci dokładają wszelkich starań, aby produkt oprócz cech klasycznych, takich jak wolniejsza akcja i pełne ugięcie, przypominał poprzez uzbrojenie i kolor kije z tamtych lat. Niestety, są one dość lub bardzo drogie, często poza zasięgiem przeciętnego miłośnika klasyki. Rynek jednak stworzył nam możliwość posmakowania tych klasycznych cech w wędziskach znacznie tańszych i wykonanych już nowoczesnymi technologiami. Mam na myśli muchówki z włókien szklanych, aktualnie wykonane jako lekkie, o cienkich ściankach, fantastycznie uzbrojone, które swoimi cechami nawiązują właśnie do produktów z tamtych czasów. Większość producentów ma w swej ofercie takie wędziska, które przy odrobinie determinacji finansowej mogą stać się dla wielu dostępnymi. Szklaki opatrzone markami Redington, Orvis, Vision i wieloma innymi można odszukać na naszym rynku i stać się ich posiadaczem za cenę zupełnie do zaakceptowania. Po zakupie i oswojeniu się ze szklakiem dostąpimy tego szczególnego, klasycznego doznania w trakcie rzutów, a przede wszystkim w trakcie holu, kiedy wygięty kijek wprawi nas niejednokrotnie w wątpliwości co do swojej wytrzymałości. Ale nie słyszałem, aby kogoś podczas holu zawiódł i uległ złamaniu.
Oczywiście i z włókien węglowych również powstają wędziska nawiązujące do klasycznej akcji i ugięcia. Takie kryterium klasyczności spokojnie spełniają: Redington Classic Trout, Vision Cult, Orvis Super Touch, Thomas&Thomas Paradigm i wiele, wiele innych. Można przy odrobinie wysiłku odnaleźć na rynku markowe wędzisko w przyzwoitej cenie, ale można też stać się posiadaczem jednego z kultowych wyrobów wędkarstwa muchowego, niestety już za znacznie wyższą kwotę. Praktycznie w każdym przedziale cenowym jesteśmy w stanie kupić wędzisko muchowe o cechach dawnych klejonek i poczuć ten dreszcz podczas holu, kiedy wędka wygięta jest prawie w okrąg, górna część kijka ułożona jest w piękną parabolę wzdłuż napiętej linki, w głowie kołacze się myśl „czy wytrzyma”, a w dolniku siedzi jeszcze tyle mocy, że spokojnie możemy przytrzymać naszą zdobycz, bez obawy o jej i sprzętu utratę. Tylko aby nasz nadgarstek wytrzymał te emocje i napięcie.
Do wędziska należałoby dobrać odpowiedni kołowrotek. Klasyczna linia wśród kołowrotków ciągle znajduje miłośników, chociaż w zdecydowanej przewadze funkcjonują wzory nowoczesne. Oczywiście korzystanie z klasycznego kołowrotka powoduje, że musimy pamiętać o kilku dodatkowych czynnościach chroniących nasze linki. Otrzymujemy jednak za nasz poniesiony trud smukły, lekki, subtelny i klasyczny zestaw. Bardzo atrakcyjnie wygląda wędka muchowa, pod którą podpięty jest wąskoszpulowy, dobrany do koloru wędziska i uchwytu, wypełniony praktycznie po brzegi sznurem muchowym kołowrotek. Rynek pomimo zapotrzebowania przede wszystkim na kołowrotki o szerokiej lub średnio szerokiej szpuli oferuje jeszcze klasyczne modele. Do lekkich wędek można dokręcić klasyczny kołowrotek ze stajni Orvisa, model CFO czy Abel, model Creek. Dostępne na rynku pierwotnym i wtórnym są jeszcze klasyczne kołowrotki Hardy Princess, trwałe, wytrzymałe i zdecydowanie klasyczne w wyglądzie i pracy. Wiele z kołowrotków klasycznych nie posiada hamulca w kształcie i rozwiązaniu przyjętym w nowszych modelach. Wyposażone są natomiast w system pozwalający w pewnym zakresie regulować opór obrotu szpuli, jednak regulacja ta dotyczy jednakowo oporu zarówno zwijania, jak i odwijania linki. Nie przeszkadza to jednak wprawionym wędkarzom na regulację oddawania linki podczas holu bezpośrednio z ręki. Jest jeszcze coś w klasycznych kołowrotkach, co jednych denerwuje, a innych wprowadza w stan ukojenia. To terkotka. Czasami subtelna, czasami wyrazista, zawsze jednak towarzysząca obrotowi szpuli w klasycznych kołowrotkach muchowych. Dla mnie jest to jeden z piękniejszych dźwięków.
Kołowrotki o klasycznej budowie mają jedną przypadłość, polegającą na większym niż kołowrotki LA czy MA odkształcaniu linki muchowej do kształtu sprężynki. Wiąże się to najczęściej z mniejszą średnicą szpuli. Jednak można sobie z tym spokojnie poradzić poprzez zdejmowanie sznura ze szpuli kołowrotka na okres dłuższej przerwy w łowieniu. Linka luźno skręcona, spoczywająca na handlowej szpuli nie ulega wspomnianym odkształceniom, a nawinięcie jej przed łowieniem na kołowrotek zajmuje nie więcej niż pięć minut. Jeżeli pomiędzy wyjściami nad rzekę jest kilka dni najczęściej, przy lince dobrej jakości, wystarczy przed łowieniem wyrzucić prawie całą linkę w dół rzeki i nawinąć ją ponownie. Wszystkie sprężynki praktycznie znikają.
Dla tych wędkarzy, którzy chcą otrzeć się o klasykę i nie rezygnować z takich elementów jak tarczowe hamulce czy szersze szpule, rynek również ma swoją ofertę. Modele: Orvis Access, Vision Rulla czy też cięższego kalibru Vision Renfors swoim wyglądem nawiązują właśnie do klasycznych produktów, mają jednak w swoim wnętrzu wspomniane wyżej nowoczesne rozwiązania.
Aktualny rynek wędkarstwa muchowego proponuje mnóstwo nowoczesnych, ułatwiających wędkowanie rozwiązań, zarówno w odniesieniu do wędzisk, jak również kołowrotków. Czasami rodzi się jednak potrzeba spróbowania czegoś innego, czegoś wychodzącego poza obowiązujące obecnie standardy wędkarskie. Tym czymś może być właśnie zestaw muchowy nawiązujący do klasyki, do tego dawniejszego muchowania, o którym zapewne czytaliśmy w książkach, z których zdobywaliśmy swoje pierwsze muchowe szlify. Warto w swoim arsenale mieć taki jeden czy dwa klasyczne zestawy, wyciągnąć je od czasu do czasu i udać się samotnie nad rzekę, aby pokosztować doznań, których odbiorcami byli kiedyś nasi przodkowie, nauczyciele czy starsi koledzy. Warto też poczuć ten dreszcz podczas holu wygiętym do granic możliwości (jak się czasami zdaje) wędziskiem, oddającym linkę z ciepłym i miłym dla ucha terkotaniem kołowrotka. Rynek stwarza nam takie możliwości i jedynie od nas zależy czy jesteśmy na tyle ciekawi tych doznań z przeszłości, aby odważyć się przywitać kiedyś rzekę z klasycznym zestawem muchowym w ręku. Mnie takie wędkowanie urzekło.
Tekst i zdjęcia: Mariusz Szalej „Marszal”