Każdy z nas muszkarzy słyszał pewnie o Białce Tatrzańskiej – pięknej górskiej rzece w południowej Polsce; rzece o krystalicznie czystej wodzie, której dno wysłane jest granitowymi otoczakami, a łowienie w niej to czysta przyjemność. Większość z tych stwierdzeń oczywiście się zgadza, lecz niestety czasy, w jakich żyjemy, negatywnie wpływają na stan rzeki. To smutne, ponieważ między innymi na Białce miały miejsce początki wędkarstwa muchowego w Polsce.
Białka swój początek bierze wysoko w Tatrach (około 1075 m n.p.m.) z połączenia Rybiego Potoku, płynącego z Morskiego Oka, i Białej Wody. Jest rzeką nieuregulowaną, o prawdziwie górskim charakterze. Niestety w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej nacisków na jej regulację, co może na zawsze zmienić jej wyjątkowe oblicze.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz stanąłem nad brzegiem Białki – jako nastolatek dopiero rozpoczynający przygodę z wędkarstwem muchowym. Pełen entuzjazmu i energii, z wypiekami na twarzy spoglądałem na krystalicznie czystą wodę, która z wielką siłą meandrowała w wyrzeźbionym przez siebie korycie. Cóż to był za widok! Rzeka wywarła na mnie niesamowite wrażenie – dzika, rwąca, niedostępna, a zarazem niebywale piękna – taki właśnie obraz zapadł w mojej pamięci i z pewnością będę do niego wracał za każdym razem, kiedy będę jechał nad Białkę.
Bywały lata, kiedy codziennie miałem przyjemność łowić w niej pstrągi i czasem lipienie, które wieczorami chętnie zbierały suche muchy. W zdecydowanej większości były to chrusty – Białka słynie z ich obfitości. Wybierając się nad tę rzekę, zawsze mam ze sobą różne odmiany chruścików – różne odcienie brązu, szarości, oliwki oraz muchy z akcentami fluo – nigdy nie wiadomo, co akurat spodoba się wybrednym pstrągom. Od dwóch lat prym wiedzie nimfa o bardzo prostej konstrukcji (przedstawiona na zdjęciu), imitująca larwę chruścika. Zawsze mam ich odpowiedni zapas w pudełku. Łowiąc niegdyś na Białce, zazwyczaj przemierzałem odcinek od ujścia rzeki do jeziora Czorsztyńskiego aż po Białkę Tatrzańską. Całodzienne eskapady nie należały do rzadkości, a poznawanie nowych miejscówek dawało niesamowitą przyjemność. Był czas, kiedy znałem rzekę jak własną kieszeń – rozpoznawałem każdy dołek, każde powalone drzewo, korzeń, każdą płań… Obecnie wybieram też miejsca powyżej – np. Jurgów. Piękne widoki i klimat, jakie tam panują, niejednokrotnie rekompensują nie najlepsze wyniki w łowieniu.
Z roku na rok można było odczuć poprawę warunków i rybostanu rzeki. Coraz większe ryby agresywnie chwytały moje muchy, co radowało serce. Niestety, wszystko, co dobre szybko się kończy. Powodzie, kłusownictwo, gospodarka rabunkowa, brak kanalizacji oraz inne problemy coraz bardziej wyniszczają tę przepiękną rzekę. Niegdyś białe kamienie na dnie Białki dzisiaj coraz częściej porastają glonem (oczyszczają się zazwyczaj po większych opadach) – woda często ma nieprzyjemny zapach, a spotkać dzikiego pstrąga jest dzisiaj naprawdę bardzo trudno. Tej sytuacji nie poprawia fakt, że koryto za każdym razem po dużej wodzie ulega zmianie. Po ostatnich, wydawałoby się niewielkich opadach, rzeka po raz kolejny zmieniła się nie do poznania. Moje ulubione miejsca i dołki zostały zasypane, drzewa i korzenie zostały zabrane przez rwącą rzekę, a dawne płanie, przez miejscowych nazywane „plosami”, w większości nie istnieją. Pierwsze łowienie po powodzi było totalnym szokiem – spodziewałem się zmian, ale nie tak drastycznych – rzeka zmieniła się zupełnie. Patrząc jednak z drugiej strony, jak mówi stare dobre przysłowie: „Każdy kij ma dwa końce” – pojawiły się bowiem kolejne ciekawe miejsca, w których możemy łowić. Dlatego dzisiaj trzeba uczyć się rzeki od nowa.
Czy jest to frajda? Może i tak. Ciekawość co spotkamy za zakrętem? Oczywiście. Jednak bardzo często pojawia się również żal i smutek po miejscach, których już nie ma i nigdy nie będzie. Zostają wspomnienia i miłe chwile, do których można wrócić. Pomagają w tym zdjęcia, które zazwyczaj przeglądam w długie zimowe wieczory, kiedy to bardzo szybko robi się ciemno i ze względu na pogodę musimy zapomnieć o łowieniu. Niestety, jeśli chodzi o rybostan, można doznać sporego zawodu. Duże pstrągi zniknęły, a mnogość małych pstrągów nie zrekompensuje spotkania z czterdziestakiem w wartkim nurcie Białki – takiej walki w żaden sposób nie można porównać z walką takiego samego pstrąga w Dunajcu. Kto miał przyjemność przeżyć coś takiego, ten wie, o czym mówię.
Odwiedziłem Białkę w tym roku kilkakrotnie po dużej wodzie i udało mi się złowić dosłownie kilka ryb powyżej 35 cm. Resztę stanowiły małe pstrągi, głównie w przedziale 10–20 cm. Ktoś mógłby powiedzieć, że ryba dorośnie i znów będzie dobrze. Owszem, może tak być – do kolejnej powodzi, która znów zasieje spustoszenie. Sytuacja powtarza się za każdym razem – część ryb wróci na tarło z Jeziora Czorsztyńskiego i pewnie zostanie w głębszych kryjówkach, jak ma to miejsce co roku. Nastanie zima i Białka będzie musiała zmierzyć się z kolejnym problemem – a dokładniej z poborem wody do naśnieżania wyciągów. W zimie normalnie stan wody w Białce znacznie się obniża. Jeśli dochodzi do tego jeszcze wyżej wspomniany pobór wody, zdarza się, że woda w Białce przestaje płynąć. Widziałem taką sytuację nie jeden raz. Ryby zbierają się w najgłębszych miejscach, gdzie stają się łatwym łupem drapieżników, ale też kłusowników. Jest jednak światełko w tunelu. Bardzo cieszy mnie fakt powstania w tym roku na Białce odcinka „no-kill”, który swoim zasięgiem obejmuje rzekę od mostu drogowego w miejscowości Trybsz do mostu drogowego łączącego miejscowości Nowa Biała i Krempachy. Nadal z łowienia wyłączony jest odcinek w rejonie przełomu Białki koło Kramnicy i Obłazowej, gdzie 200 m powyżej i 200 m poniżej obowiązuje całkowity zakaz łowienia.
Będąc niedawno na Białce, po raz pierwszy od kilku lat miałem przyjemność być kontrolowanym przez straż rybacką – byłem zdziwiony, lecz bardzo zadowolony z zaistniałej sytuacji. Mam nadzieję, że częściej będzie mi dane spotkać strażników na Białce. Wiadomo bowiem, że im więcej kontroli, tym mniej kłusujących, a także tych, którzy próbują omijać przepisy obowiązujące na danym łowisku. Istotnym faktem jest to, że Białka ze swoją dzikością, jaką nam oferuje, jest rzeką bardzo ciężką do upilnowania. Niejednokrotnie z racji silnego nurtu dotarcie na drugi brzeg graniczy z cudem. Nawet jeśli woda sięga nam do kolan, jest bardzo rwąca i łatwo o wywrotkę. Tym bardziej doceniam ciężką pracę strażników, którzy starają się wykonywać swoje obowiązki nad tą rzeką.
Gdybyście wybierali się nad Białkę warto pamiętać o kilku rzeczach. Woda jest przez większość czasu krystalicznie czysta i łatwo spłoszyć rybę. Do stanowisk podchodzimy pod prąd we wszystkich miejscach, w których jest to tylko możliwe. Nigdy nie ryzykujemy przejścia w szybkim nurcie – nawet woda do kolan potrafi zwalić z nóg, co może sprowadzić przykre konsekwencje. Ne lekceważmy Białki – to naprawdę bardzo silna i nieprzewidywalna rzeka. Osobiście na Białce najczęściej łowię na nimfę, ze względu na miejsca bytowania ryb, czyli przy samym dnie. Jak wcześniej wspomniałem, najczęstszą imitacją jest chrust domkowy, w dalszej kolejności nimfy jętek i sporych widelnic. Jeśli pstrągi wychodzą do suchej, to i tutaj najczęściej używam chrusta, tym razem jednak dużej imitacji (zazwyczaj na hakach wielkości 8–12) w naturalnych kolorach. Kolejną suchą muchą, jaką zabieram nad Białkę, jest Royal Coachman – białczańskie pstrągi bardzo ją lubią. Oczywiście jętka na quillu też czasem się sprawdza, zwłaszcza ta z fluo zieloną końcówką. W większych baniach lubię łowić na streamera – ciężki ślajzur i głowacz to podstawa mojego pudełka. Warto pamiętać też o tonącej lince – przyda się w wartkim nurcie Białki. Bez niej nie zejdziemy z przynętą w odpowiednio głębokie miejsca.
Jak widać Białka boryka się z wieloma trudnościami i bolączkami XXI wieku. Jak rzeka będzie wyglądać za 10–20 lat? Tego nie wie nikt. Szanujmy więc Białkę i wszystkie nasze rzeki, aby ich dziedzictwem mogły się również cieszyć następne pokolenia.
Tekst: Wojciech Kudłacz
Zdjęcia: Wojciech Kudłacz, Mirosław Pieślak, Arkadiusz Kubale